LE I LKE: Dobre wyniki polskich klubów

Za nami pierwsze mecze ostatniej rundy eliminacji do Ligi Mistrzów, Ligi Europy i Ligi Konferencji Europy. Skupimy się jednak tylko na dwóch starciach – chodzi o zmagania Legii i Rakowa.

Raków zwycięski i na dodatek wciąż bez straty gola!

Zacznijmy może od Rakowa, który pierwszy grał swoje spotkanie. Zespół z Częstochowy musiał mierzyć się z belgijskim Gentem – stawką dwumeczu jest awans do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy, czyli nowych rozgrywek.

Mecz odbył się w Bielsku-Białej (stadion w Częstochowie nie spełnia wymaganych kryteriów). Starcie przebiegało pod dyktando gości, ale bramkę zdobył Raków, a konkretnie Andrzej Niewulis. Jednobramkowe prowadzenie utrzymało się do końca i możemy mówić o sporym sukcesie. Z drugiej strony wynik 1:0 to nic innego jak skromne prowadzenie po 90 minutach gry.

Oczywiście Raków wypada jednak docenić – zespół Marka Papszuna nie stracił w eliminacjach bramki (pięć razy z rzędu bez straty gola).

Remis Legii

Legia zaczęła od 2:2 w Pradze i jest to wynik dobry, ale należy też przyznać, że działo się wiele. Najlepszym dowodem na to są gole – wszystkie trafienia padły w pierwszej połowie. Warte odnotowania jest też to, że podopieczni Czesława Michniewicza dwukrotnie prowadzili.

Mecz mistrzów Polski można porównać do spotkania Rakowa – rywal prezentował się lepiej, ale miał swoje mankamenty. Świetnym przykładem jest choćby gol na 1:0 dla Legii – dalekie podanie do Emrelego, który wyprzedza obrońców i posyła piłkę nad wychodzącym bramkarzem. Dobrze też nawiązać do bramki na 2:1 dla zespołu z Warszawy – Nawrocki podaje do Juranovicia, który przebiega z piłką niemal pół boiska i uderza nie do obrony.

Faworyci bez zmian

Rewanże czekają nas w najbliższy czwartek. Pewnie wielu kibicom marzą się dwa polskie sukcesy, ale uczciwie trzeba powiedzieć, że łatwo nie będzie. Ponadto w dalszym ciągu faworytami są przeciwnicy. Nie sposób też nie wspomnieć o tym, co wydarzyło się w Legii – Juranović podpisał kontrakt z Celtikiem. Sprzedaż wyróżniającego się zawodnika jest czymś normalnym, ale niekoniecznie między ważnymi meczami.